Wzięła do ręki szarą, niepodpisaną
kopertę. Kilka razy obróciła ją w palcach. Od rana zastanawiała się nad jej
zawartością. Kiedy recepcjonistka jej ją wręczyła, Lorenzo bardzo się zdziwiła.
Chciała ją otworzyć, ale jednocześnie się bała. Przeczuwała, kto mógł być
nadawcą, lecz obawiała się jego słów. W końcu ciekawość zwyciężyła. Usiadła na
ławeczce tuż przed miejscem odpraw na dortmundzkim lotnisku i otworzyła. Wyjęła
białą karteczkę, którą powolnie rozłożyła. Wzięła głęboki wdech oraz poczęła
wpatrywać się w starannie wykaligrafowane literki – teraz była już pewna.
Dziwny świat, zabrał wszystko co dał,
zepchnął w noc i zostawił nas.
Cały czas byłem oszukiwany, przez wszystkie dni.
Cały świat odwrócił się ode mnie, nie mam już nic.
Kolor dnia nagle zrobił się szary, stracił blask.
W oku łza błysła, serce ucichło, ogień zgasł.
Cały świat odwrócił się ode mnie, nie mam już nic.
Kolor dnia nagle zrobił się szary, stracił blask.
W oku łza błysła, serce ucichło, ogień zgasł.
Kaskada łez,
a w ziemię wsiąka sól.
Głaszczę ten sam deszcz, ramion twoich łuk.
Wyzwól mnie, wyzwól mnie
Z kajdan twoich ust.
Gdyby czas cofnąć móc.
Głaszczę ten sam deszcz, ramion twoich łuk.
Wyzwól mnie, wyzwól mnie
Z kajdan twoich ust.
Gdyby czas cofnąć móc.
Kim byłbym ja, gdyby nie Ty?
Bez Ciebie zagubię się.
Zostanę jak niebo bez gwiazd.
Jesteś moim powietrzem - tak...
Wierzę jej, ona jest.
Wierzę jej, ona czeka.
Jeszcze raz wybuduję nowy dom.
I choćbym bardzo się bał,
Choćbym przed nią uciekał,
Miłość to niezniszczalny atom.
Wierzę jej, ona czeka.
Jeszcze raz wybuduję nowy dom.
I choćbym bardzo się bał,
Choćbym przed nią uciekał,
Miłość to niezniszczalny atom.
Wystarczy tylko chcieć
odrzucić rzeczy złe,
Uwierzyć w miłość.
Wystarczy tylko chcieć powitać nowy dzień,
Nie ważne to, co było.
Uwierzyć w miłość.
Wystarczy tylko chcieć powitać nowy dzień,
Nie ważne to, co było.
Ja już nie chcę cierpieć,
marzyć, śnić.
Już nie mogę dłużej w bólu żyć.
Chcę przytulić do Ciebie tak mocno się
I powiedzieć, jak bardzo Kocham Cię.
Już nie mogę dłużej w bólu żyć.
Chcę przytulić do Ciebie tak mocno się
I powiedzieć, jak bardzo Kocham Cię.
T.
Uniosła
głowę znad kartki. Wszystko przed nią było zamazane od ciągle na nowo
napływających łez. Jednak mimo tego, doskonale poznała postać stojącą dokładnie
naprzeciw niej przy wejściu na halę odlotów. Wyprostowała się i zamrugała kilka
razy. Rzuciła okiem na pomoczony list, a potem znów na niego. Mężczyzna ruszył
powoli ku niej ze stoickim spokojem. Zatrzymał się jakieś dwadzieścia
centymetrów przed brunetką. Dotknął opuszkiem jej gładkiego policzka.
Delikatnie ścierał łzy Hiszpanki. Jej serce trzepotało niczym niespokojny ptak.
– Co ty tu robisz? – zapytała, rozglądając się
po lotnisku.
– Nie mogłem tak po prostu dać ci wyjechać. –
nieśmiały uśmiech wstąpił na jego usta – Nie tym razem – wyszeptał. Owionęło ją
ciepło miętowego oddechu Thiago. Czuła, że to ostatnia szansa. Nie mogła się
poddać. Nie teraz.
Pocałowała go.
A on to odwzajemnił.
***
Przez cztery miesiące dzieliłam się z Wami tą historią. Nie oznacza to jednak, że tyle ją pisałam. Pomysł był spontaniczny, ale popchnięta dwoma bodźcami, no może trzema, postanowiłam usiąść i coś napisać. Wyszło mi trzynaście rozdziałów + prolog i epilog. Wszystko musiało pasować do schematu. Jednak u mnie dużo rzeczy zmienia się w trakcie i stąd ten "happy end".
Wiecie, że jestem bardzo samokrytyczna, ale z tego opowiadania jestem naprawdę zadowolona. Bo jest inne. Zanim przejdę do podziękowań, jestem Wam winna wyjaśnienia.
Wszystko zaczęło się od mojej playlisty, na której wpadłam na zakopany wiele lat temu kawałek "Utracony" zespołu, który przez lata był bliski memu sercu - Sumptuastic. Pamiętam, że ten numer wstrząsnął mną już na koncercie, gdzie było mi dane usłyszeć go po raz pierwszy. Uznałam, że tekst piosenki nadawałby się na tytuły rozdziałów, jakiejś poruszającej historii - i proszę bardzo - tytuły rozdziałów to właśnie wersy "Utraconego". Zresztą tytuł piosenki jest równocześnie tytułem całego opowiadanie. Pozostałe tytuły też są symboliczne. Prolog to "Marzyciele", także zespołu Sumptuastic, a epilog to szeroko znane "Miał być ślub" Moniki Brodki. Rozdziały starałam budować się tak, by pasowały do tytułu, a nie odwrotnie. Dlaczego wybrałam taką, a nie inną tematykę? Popchnął mnie ku temu film "371". Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał, polecam. Ten krótki film zmienił mój sposób myślenia o piłkarzach. Chociaż może źle to określiłam. Ten film pokazał mi tę mroczniejszą stronę piłki nożnej. Wzruszyłam się, poryczałam jak bóbr. Cholernie podziwiam tego faceta. Nie każdy podniósłby się po czymś takim, ale Thiago się udało. W tak poważnych kontuzjach niezwykle ważna jest psychika zawodnika - i tak oto mamy trzeci bodziec. Ludziom, zwłaszcza facetom, bardzo trudno przyznać się do tego, że potrzebują pomocy. Bardzo zaciekawił mnie więc psychologiczny aspekt pracy z piłkarzami, jak również to, co siedzi w naszych głowach. Dlatego uznałam, że ciekawie będzie, jeśli głównego bohatera i jego życie poznamy poprzez jego wizyty u doktora.
Chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy czytali i komentowali, bo wierzcie mi - dajecie mi tym poczucie, że to co robię, nie jest bezcelowe. I dlatego w pełni ruszam z "It's just goodbye, it's not the end".
A teraz oddaję głos i pole do popisu Wam! :) Piszcie, co sądzicie o tym opowiadaniu, o jego formie? Bardzo mile widziane są dłuuugie komentarze. ;) I możecie też dodać, o kim chcielibyście przeczytać opowiadanie?
Kocham Was <3
PS Byłabym zapomniała! List Thiago to w całości zbitek różnych polskich piosenek Sumptuastic oraz Sound'n'Grace. ;)