–
Rusz się Maiol, bo cię zaraz odstawię na kilkaset metrów! – zaśmiał się i nadal
biegł przed siebie. W pewnym miejscu zatrzymał się i rozejrzał dookoła. Tu było
pięknie. Widok ze wzgórza roztaczał się na lwią część Monachium. Wciągnął do
płuc dużą porcję świeżego powietrza. Poczuł zapach świerków, całego lasu. Co
chwilę dało się usłyszeć ciche ćwierkanie ptaszków. Było cudownie. Znów czuł
się świetnie. Uśmiechał się, żartował, przykładał do pracy. Stary Thiago
wrócił.
–
Żebyś tylko nie przesadził, Alcântara. Nie będziemy cię potem znowu składać do
kupy z maleńkich kawałeczków – zagroził trener.
–
Spokojnie, dam radę. Wiesz, wspaniale się czuję. Nie zdajesz sobie nawet z tego
sprawy. Czuję, że wracam do żywych. W końcu chce mi się żyć. Mógłbym tu zostać
jeszcze długo i biegać po tych górach. Pięknie tu, naprawdę.
–
Wiem. Widoki przypominają trochę Barcelonę. Zupełnie jakbyś biegał gdzieś w
pobliżu Tibidabo albo Montjuïc, nie? – poklepał go po plecach – Ale dosyć tych
marzeń, trzeba wracać. Za dwie godziny masz wywiad z tymi pasożytami z Canal+.
To jak? Idziemy? – spytał, podając piłkarzowi butelkę z napojem izotonicznym.
–
Tak. – wyszczerzył się – Nawet ten wywiad nie popsuje mi humoru. Wiesz
dlaczego?
– Nie
mam pojęcia. Oświeć mnie.
–
Będę wujkiem, stary! – krzyknął uradowany.
–
Czekaj, co?! Rafinha będzie miał dziecko? On w ogóle ma dziewczynę? –
wytrzeszczył oczy blondyn.
–
Nie, nie on – zachichotał.
–
Thaísa?!
–
Zwariowałeś? Ona dopiero z piaskownicy wyszła.
– No
bez przesady…
– Maiol,
bo inaczej sobie pogadamy – pogroził mu palcem, a tamten się zaśmiał.
–
Spokojnie, nie mam zamiaru startować do twojej siostry. Ale w takim razie kto
jest w tej ciąży?
– Emma,
dziewczyna Giovaniego. Mam się szykować na chrzestnego. Obiecali, że będą mi
podrzucać dziecko, jak będą chcieli gdzieś wyjść – śmiał się, gdy ruszali w dół
wzgórza.
Poprawił jasnoniebieską koszulę,
przeczesał palcami ciemne włosy i wyszedł z szatni. Powoli zmierzał ku loży
VIP-owskiej, gdzie miał się odbyć wywiad. Z uśmiechem na twarzy przywitał się z
ochroniarzem, imieniem Jurgen i wszedł do przeszklonego pomieszczenia. Tam, na
fotelu siedziała już Hiszpanka. Gdy go zobaczyła, posłała mu niepewny uśmiech i
zaprosiła gestem ręki, by zajął wyznaczone miejsce.
–
Okay, wszystko gotowe. – rzucił kamerzysta – Zaczynamy.
– Po
długim czasie namów, w końcu udało nam się doprowadzić do skutku wywiad z
jednym z ulubionych piłkarzy Hiszpanów. Panie i panowie, jest tu ze mną Thiago
Alcântara do Nascimento.
–
Witam wszystkich – uśmiechnął się delikatnie do kamery.
–
Thiago, może na początek, jak się czujesz?
–
Bardzo dobrze. Cieszę się z tego, jak współpracuje mój organizm.
–
Powoli wracasz do stanu sprzed kontuzji. Dolegliwości związane z wiązadłem
krzyżowym nigdy nie należą do najprzyjemniejszych ani najkrótszych. W twoim
wypadku, kontuzje zabrały ci wiele. Między innymi udział w Mistrzostwach Świata
w twoich rodzinnych stronach, w Brazylii.
–
Tak, to prawda. Miałem wielkiego pecha, że przydarzyło mi się to akurat w
tamtym czasie i że było to tak poważne.
–
Musiałeś przejść bardzo szybko operację. Jak długo zajęło wybranie fachowca?
– Nic.
Oczywiste, zarówno dla mnie jak i moich bliskich, było, że musi się mną zająć
najlepszy specjalista, jeśli myślę o powrocie do piłki. A wiadomo, że najlepszy
w tej akurat dziedzinie jest pan doktor Ramon Cugat. Zgodził się, przeprowadził
operację, przygotował plan rekonwalescencji, a tutejsi klubowi lekarze oraz
fizjoterapeuci mieli za zadanie pomóc mi w powrocie do pełnej sprawności.
–
Jednak nie szło im to chyba najlepiej, skoro rehabilitacja przebiegała u ciebie
tak powoli – zauważyła. Przyjrzał jej się dokładnie. Miała na sobie bordową
sukienkę do kolana, ze skromnym dekoltem i rękawem ¾. Włosy rozpuściła i
przełożyła na lewą stronę. Na stopach miała wysokie szpilki. Makijaż, jak
zwykle zresztą, nie wymagał nawet najmniejszych poprawek.
– To
prawda, że nie wszystko poszło zgodnie z planem. Jednak nie można winić
specjalistów. Jedyną osobą, która tu nawaliła byłem ja – przyznał ze spokojem,
po czym upił łyk wody.
– Jak
to? – zmarszczyła lekko brwi.
– Nie
stawiałem się na zajęciach, nie odbierałem połączeń, nie wpuszczałem nikogo do
domu. – wzruszył ramionami – A jak już pojawiałem się w klubie, często się
obijałem, nie dawałem z siebie wszystkiego.
– Co
sprawiło, że byłeś w takiej depresji? – jej ton wskazywał, że bardzo się
martwiła.
–
Cóż… Nie nazwałbym tego depresją. To był bardziej taki wielki dołek, z którego
nie potrafiłem się wydostać. Wszystko dokoła mnie przytłaczało. Wszyscy
skupiali się na mnie i na moim kolanie, powrocie do sprawności… Nie było innych
tematów, a to mnie już męczyło. Jedynymi osobami, z którymi mogłem porozmawiać
bez ryzyka pytania o rehabilitację i kolano byli moi trzej przyjaciele.
–
Rafinha, Jona i Gio – zakończyła za niego.
–
Dokładnie. Niemniej jednak ciężko mi było się podnieść po tej kontuzji.
–
Dlaczego? Zerwane wiązadło to jeszcze nie wyrok, nie koniec kariery…
–
Owszem, ale wyobraź sobie, że najpierw łapiesz jedną kontuzję, która wyklucza
cię z udziału w Mistrzostwach Świata, a kiedy jesteś już praktycznie zdrowa,
przydarza ci się nowa kontuzja. Tym razem o wiele gorsza, poważniejsza. Masz
świadomość, że nie zagrasz przez co najmniej pół roku. Jak się czujesz?
–
Zagubiona, wkurzona, zdołowana?
–
Zgadza się. I powoli zaczynasz wątpić w to, że rehabilitacja ma sens. Proces
jest długi i cholernie bolesny, a ty masz już tego po dziurki w nosie. Cały
czas się pilnujesz, żeby tylko nie pogorszyć stanu kolana, masz paranoję. W
końcu pewnego dnia stwierdzasz, że w twoim życiu brakuje jakiegoś impulsu,
który dałby ci kopa. I uznajesz, że łatwiej i lepiej będzie, jeśli się poddasz.
– wyjaśnił – Tak właśnie było ze mną.
–
Klubowi bardzo zależało na tym, żebyś wyzdrowiał. Przejęli się twoim stanem
psychicznym, chcieli zapewnić pomoc, ale podobno nie chciałeś o tym nawet
słyszeć.
–
Owszem. Ale w końcu odwiedziłem gabinet profesora Vigasa i mogłem z kimś
szczerze pogadać.
– Jak
widać, przyniosło to pozytywne skutki.
–
Chyba tak – niewielki uśmiech zagościł na jego twarzy.
– Pytanie od naszych telewidzek… Czy serce
Thiago Alcântary jest zajęte? – wpatrywała się tępo w kartkę.
– Pytasz o to czy Thiago Alcânatara jest
zajęty, czy tylko czy jego serce jest zajęte? – uśmiechnął się lekko – Bo to
dwie różne sprawy.
– Pytam o serce – rzuciła słabym głosem i
ostrożnie spojrzała mu prosto w oczy. Próbowała coś z nich wyczytać. Lekko się
zarumieniła, gdy puścił jej oczko.
– Tak, serce Thiago Alcântary jest zajęte.
– Na
jakim etapie leczenia jesteś? – odchrząknęła i pobladła. Tak, znacznie pobladła
słysząc jego odpowiedź.
–
Biegam. Treningi są coraz intensywniejsze i już w najbliższym czasie rozpocznę
indywidualne treningi z piłką. A to będzie już ostatnia prosta.
– W
takim razie życzę ci w imieniu naszych telewidzów i wszystkich kibiców piłki
nożnej szybkich postępów. I oczywiście mamy nadzieję zobaczyć cię już niedługo grającego
w pełni twoich możliwości.
–
Serdecznie dziękuję.
***
Nieuchronnie nadchodzi koniec... Ale najpierw... ;D
PS Chętnych zapraszam tu: http://without-an-end.blogspot.com/
PS Chętnych zapraszam tu: http://without-an-end.blogspot.com/