Ostrożnie stawiał kroki na stromych
schodach. Dzisiejszego dnia zmierzał do gabinetu profesora bez większego
entuzjazmu. Zachowywał się, jakby uszło z niego całe życie. Jakby był napompowanym
balonikiem, który ktoś nagle przebił. Po tym weselszym ostatnimi czasy
chłopaku, zdeterminowanym do powrotu na boisko nie zostało już prawie nic.
Uśmiech nie zagościł na jego twarzy od momentu rozmowy z Anahí w szatni na
Allianz Arenie. Oczy miał podkrążone, ponieważ nie sypiał dobrze. Był
przemęczony. Czuł się ponownie zraniony. Odciął się od świata. Wyłączył telefon,
nie korzystał z internetu – nie było go dla świata. Zaszył się w domu, z
posępnymi myślami.
–
Thiago, jesteś. – podbiegł do niego terapeuta i mocno uściskał – Gdzieś ty się
podziewał? Co się z tobą działo? Wiesz ile osób do mnie dzwoniło i o ciebie
pytało? Coś ty znowu nawywijał? – spojrzał na młodzieńca srogo, ale widać było,
że starszemu Hiszpanowi widocznie ulżyło. Bał się, czy coś się temu
młodzieńcowi nie stało.
– Po
prostu potrzebowałem się odciąć od wszystkich na jakiś czas. – westchnął –
Próbowałem sobie to wszystko jakoś poukładać…
–
Chodzi o Anahí, mam rację?
– Tak
– pokiwał głowę.
–
Thiago, posłuchaj, ja nie chcę być wścibski i nie musisz mi nic mówić, ale co
tam się, do cholery, stało? – był zdezorientowany.
–
Chciała porozmawiać, więc poszliśmy do szatni, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
– potarł twarz dłońmi – Usiedliśmy. Ona obok mnie. Powiedziała mi, że za mną
tęskni… I zaczęła płakać. – jęknął – Chciałem ją jakoś uspokoić, więc ją
przytuliłem, a ona… No tak jakoś wyszło, że… Anahí mnie pocałowała. Najpierw
się zapomniałem i to odwzajemniłem, ale potem oczami wyobraźni zobaczyłem, jak
zabiera walizki i wychodzi z domu… Nie mogłem. Podniosłem się i walnąłem
pięścią z całej siły w ścianę. Przykucnąłem. Ona podeszła. Biłem się z myślami.
Bałem się na nią spojrzeć. Nie chciałem dać się nazbyt ponieść emocjom. –
zrobił głęboki wdech – Chciała, bym dał jej szansę naprawić to, co zniszczyła.
– Jak
zareagowałeś?
– A
jak miałem zareagować? Podszedłem do drzwi. Nie chciałem tam z nią być. Nie
chciałem tego słuchać. Moje serce i tak wiele już zniosło. Nie chciałem
dokładać do tego kolejnych prób. Niestety… – zamknął oczy i pokręcił z
niedowierzaniem głową – Zanim zdążyłem wyjść, powiedziała, że mnie kocha. Od
zawsze i na zawsze.
–
Uważasz, że mówiła prawdę?
–
Wydaje mi się, że tak. Ale to wcale mi nie pomaga. W żaden sposób.
– Co
czułeś, kiedy usłyszałeś te słowa z jej ust?
– Jak
mnie pocałowała, znowu poczułem te durne motylki w brzuchu, radość. Ale jak
powiedziała, że mnie kocha? – prychnął – Poczułem jeden, wielki, przeszywający
ból w sercu. Rozdrapała lekko zabliźnione rany. Serce znowu zaczęło krwawić.
–
Przynajmniej jesteś pewny swych uczuć.
–
Tak, jestem pewny, że ją nadal kocham. I to jest w tym wszystkim najgorsze.
Myślałem, że może brakuje mi jej jako przyjaciółki, ale nic z tego. Kocham ją i
chyba już się z tego nie wyleczę.
– Miłość
to nie choroba, by się z niej leczyć. Ale skoro ją kochasz, to może warto
spróbować? – podsunął.
–
Panie profesorze, ja się najzwyczajniej w świecie boję. Nie chcę znów przez nią
cierpieć. Ja się zaangażuję, a ona znowu odejdzie? Pan wybaczy, ale taki układ
mi nie odpowiada.
– Co
masz więc zamiar zrobić?
– To
jedno spotkanie jakoś jeszcze przeżyję. Zrobię ten przeklęty wywiad i więcej
jej nie zobaczę. Całkowicie zrezygnuję z Hiszpanii, z Barcelony. Trudno.
Inaczej nie wytrzymam. Sam pan profesor widzi, co ona ze mną robi. Mam głowę
zaśmieconą durnotami, a powinienem skupić się na czymś innym. Rehabilitacja
jest priorytetem.
–
Czyli jednak będziesz kontynuował leczenie?
–
Tak. To, że nie wspiera mnie partnerka, nie będzie mi stanowić przeszkody.
Zrobię to dla siebie. Wrócę na boisko, bo kocham piłkę. Kocham ją i nadal chcę
grać. Chcę sprawiać radość kibicom tak jak za dawnych czasów. Postaram się.
Jutro pójdę biegać. Dam radę. Muszę dać radę. Muszę coś udowodnić samemu sobie.
To ja jestem kowalem swojego losu i to ode mnie zależy, czy wrócę i czy nadal
będę dobry w tym, co robię.
–
Brawo. Podziwiam twoją determinację. Obyś wytrwał w tym postanowieniu. Wiedz,
że masz we mnie kibica i wsparcie.
–
Bardzo panu dziękuję.
Ledwo
wszedł do domu i zdążył się przebrać po morderczym treningu z Maiolem, który
krótko mówiąc chyba chciał się wyżyć na kontuzjowanym pomocniku za to, że nie
odezwał się przez tydzień czasu. Zszedł do kuchni, wstawił wodę na makaron i
zaczął przygotowywać sos, kiedy usłyszał natarczywe dzwonienie do drzwi.
Spojrzał na zegarek i poważnie się zdziwił. Nie spodziewał się żadnego gościa,
a już na pewno nie o tej porze, kiedy to Bayern wyjechał, by rozegrać mecz.
Wzruszył ramionami, wytarł ręce w ściereczkę i podszedł do drzwi. Spojrzał
przez wizjer, ale na darmo, bo gość zasłonił od zewnątrz dziurkę palcem.
Przekręcił w drzwiach klucz oraz otworzył. Spojrzał na przybyszy,
niedowierzając.
– Co wy tu robicie? – gapił się na nich niczym
sroka w kość.
– Przyjechaliśmy cię trochę rozruszać – zaśmiał
się Rafael, klepiąc go po plecach.
– I ustawić do pionu – dorzucił Jonathan,
przeciskając się do salonu.
– Do pionu? – gospodarz niczego nie rozumiał –
Ej, Gio! Wypieprzaj od tych garnków! – zaśmiał się, rzucając w przyjaciela
ścierką – Wszystko zjesz, zanim się ugotuje.
– Oj tam, marudzisz. – parsknął śmiechem, ale
już po chwili przybrał poważny wyraz twarzy – Musimy pogadać, ale sądzę, że
najpierw moglibyśmy zjeść – oczy mu się śmiały.
Starszy
z braci Alcântara nie wierzył w to, co się właśnie działo, ale bardzo się z
tego powodu cieszył. Cholernie mu brakowało tych zwariowanych facetów. Przy
nich nie potrafił się smucić. Byli jak butla gazu rozweselającego.
Po
zjedzeniu kolacji, Thiago przyniósł z piwnicy po butelce Corony dla każdego i
wygodnie się rozsiedli na kanapie czy też fotelach. Gospodarz upił łyka i z
rozbawieniem wpatrywał się w gmerającego przy telewizorze Rafinhę.
– Braciszku, a co ty tak tam robisz z moim
telewizorem, co? – parsknął śmiechem – Chcesz go porwać do tańca czy jak?
– Nie. – wytknął mu język, po czym klasnął w
ręce wyraźnie zadowolony ze swojej roboty – Dawaj pilota – wyciągnął dłoń.
– To jest smartTV, głupku. Nie potrzebujesz
pilota – ryknął śmiechem Giovani.
– No tak. – pacnął się w czoło piłkarz FC
Barcelony – Dobra. To jak ty się tak na tym znasz, to może ty tu wszystko
poustawiaj, co? Gio?
– Spoko – podskoczył z siedzenia.
– Co ty w ogóle masz zamiar zrobić, co? Bo
przecież konsola była podłączona – wskazał na czarną skrzynkę.
– Nie, – pokręcił głową – na razie nie będziemy
grać w FIFĘ.
– To co robimy? – zmarszczył brwi.
– Dzwonimy do Alvesa – uśmiechnął się szeroko
Jonathan.
– Co? Oszaleliście? – wytrzeszczył oczy – Na
pewno jest teraz zajęty czy coś…
– Spoko, brat, wszystko było ustalone. – puścił
mu oczko młodszy Alcântara, a w tym samym momencie na wielkim ekranie pojawiła
się twarz prawego obrońcy – Hej, wielkoludzie – pomachał mu.
– Witam moje słoneczka. – zaśmiał się
Brazylijczyk – Thiago, kochanie, jak myśmy się dawno nie widzieli! – pisnął.
– Tak, masz rację. – uśmiechnął się – Co tam
słychać?
– A, w porządku. Miałem przyjechać do ciebie z
tymi głupkami… – przerwał mu jęk oburzenia ze strony trzech gości – Cicho tam.
– pogroził im palcem – Miałem przyjechać, ale obiecałem Joanie, że zabiorę ją
na romantyczny wypad i jutro z rana mamy samolot do Monako. No, ale teraz
jestem tu z wami. I musimy pogadać, Thiago – nagle zrobił się poważny. Do
pomocnika dotarło, że to było coś ważnego, bo Alves prawie nigdy nie był
poważny.
– Ale o co chodzi? – spojrzał na każdego z
gości.
– Posłuchaj… – zaczął Gio.
– Wiemy, że w mieście jest Anahí – wypalił
Jona.
– I że ma zrobić z tobą wywiad – dodał Rafael.
– No tak… – potarł oczy – I obawiacie się, że
coś sobie zrobię, tak? – spojrzeli po sobie, a on westchnął – Chłopaki,
naprawdę, jest okay.
– Nie mówisz tego z przekonaniem – zauważył
Daniel.
– Dani… – jęknął – No co ja mam wam powiedzieć?
Zdziwiłem się, że ona się zgodziła zrobić ze mną ten wywiad. A jeszcze bardziej
tym, że chciała się ze mną spotkać bez udziału kogokolwiek z ekipy czy klubu –
przyznał.
– Chciała się spotkać? – powtórzył jeden z dos
Santosów.
– Tak – potwierdził.
– Spotkaliście się?
– Na pierwsze spotkanie nie poszedłem, ale
profesor Vigas tak mnie ochrzanił, że do niej zadzwoniłem i umówiliśmy się
jeszcze raz.
– Czego chciała? – zjeżył się Rafinha. Martwił
się o brata i nie chciał, by Anahí znowu złamała mu serce albo zrobiła
cokolwiek przykrego.
– Pogadać. – prychnął – Powiedziała, że nie
chciała mnie zranić i takie tam bzdury – machnął ręką.
– A potem?
– Co potem? – zdziwił się.
– No widzieliście się jeszcze raz, tak? –
dopytywał, jak zwykle ciekawski Jonathan.
– Owszem. Było oficjalne spotkanie w siedzibie
klubu. Ja, Mister, prezydent, moi fizjoterapeuci z klubu, gość od PR’u,
profesor Vigas, Anahí i jej ekipa. – przejechał otwartą dłonią po włosach – To
spotkanie skończyło się dużo gorzej niż to w kawiarni.
– Co się stało? – zapytał z troską w głosie
Alves.
– Podeszła do mnie, jak wyszliśmy z sali
konferencyjnej i nalegała na rozmowę. Głupio mi było tak przy Misterze,
prezydencie i profesorze. Guardiola wziął doktora i prezydenta na wycieczkę po
obiekcie i puścił mi oczko. Nie chciałem, żeby ktoś nas słyszał, więc zabrałem
ją do szatni gospodarzy. Nie powinienem był tego robić – pokręcił głową.
– Co się tam do cholery stało? – przestraszył
się Giovani.
– Weź się uspokój, Gio. – wytknął mu jego
młodszy brat – Niczego gorszego jak dziecko zmajstrować chyba nie mógł, nie?
Thiago? To co? Będziemy wujkami? – uśmiechnął się półgębkiem.
– To nie jest zabawne, Jona – upomniał go Dani.
– Czepiacie się mnie, a ja tylko próbuję jakoś
rozładować atmosferę – oburzył się.
– Usiedliśmy. Ona obok mnie. – zaczął znowu
opowiadać Thiago – Powiedziała, że za mną tęskni. Rozpłakała się. Nie cierpię,
jak ktoś płacze. Przytuliłem ją. I to był błąd. – westchnął – Pocałowała mnie.
– uderzył pięścią w drewniany stolik – Wtedy też walnąłem, ale o ścianę. –
zaśmiał się – Powiedziałem jej, że nie może tak robić.
– I? – spytali jednocześnie wszyscy słuchacze.
– Powiedziała mi, że nie odeszła do innego. –
prychnął – A jak wychodziłem… – przełknął zalegającą mu w gardle gulę – Dodała,
że mnie kocha. Od zawsze i na zawsze – wyszeptał.
– Czyli jest gorzej niż myślałem – wypalił
Rafinha.
– Co? – Thiago był zdezorientowany.
– Ty ją nadal kochasz – stwierdził Dani.
– Tak. Kocham ją. Ale to nie ma znaczenia.
– Co zamierzasz? – przerwał zalegającą ciszę
Jonathan.
– Nie wiem, Jona, nie wiem. – jęknął – Chyba po
prostu postaram się skupić na tym, żeby wrócić do pełnej sprawności, wskoczyć
do składu i znowu dawać z siebie wszystko na boisku.
– Nie chcesz dać wam szansy? – przyjrzał mu się
Giovani, dla którego te kilka lat temu Thiago i Anahí stanowili przykład
idealnie dobranej pary.
– Chyba nie. Sam już nie wiem. Nie chcę znowu
skończyć ze złamanym sercem. Tak chyba będzie najlepiej. Zrobię ten wywiad, a
potem już jej nigdy nie zobaczę – uśmiechnął się krzywo.
– Może gdybyście spędzali wtedy ze sobą więcej
czasu… – ciągnął gracz LA Galaxy.
– Z perspektywy czasu wszystko jest proste –
wzruszył ramionami.
– Thiago, wiedz jedno. Co by się nie działo… Jakiej decyzji byś nie podjął… – zaczął
niepewnie Rafael.
– Zawsze będziemy przy tobie, braciszku – dodał
Jonathan i przytulił przyjaciela.
– Możesz na nas zawsze liczyć – potwierdził
drugi dos Santos.
– Dokładnie. Na mnie też. – wtrącił się Daniel
– A teraz ogarnij dupsko, ściśnij poślady i widzimy się na boisku, kiedy to
będę mógł ci skopać ten twój monachijski tyłeczek – puścił mu oczko, a wszyscy
się zaśmiali.
– Dziękuję. Naprawdę wam dziękuję, że
jesteście, chłopaki – posłał im szczery uśmiech zawodnik FC Bayern Monachium.
Ta
niespodziewana wizyta wiele dla niego znaczyła. Dawno nie widział chłopaków, a
był z nim silnie związany. Z kolej Alves zawsze potrafił postawić Thiago do
pionu i pozytywnie na niego wpłynąć. Alcântara czuł, że miał dla kogo żyć. Bo miał
cudownych przyjaciół.
BOSKIE !!! Takich przyjaciół to też bym chciałą :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba. :D
UsuńSama chciałabym mieć tak wspaniałych przyjaciół - chociaż na swoich nie mogę narzekać XD. Cieszę się, że chłopaki przyjechali do Thiago i go podbudowali, bo właśnie tego było mu trzeba.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście jak zawsze cudowny. I wiesz co? Każde Twoje nowe opowiadanie jest lepsze od poprzedniego. Nie wiem jak to robisz, ale robisz to genialnie. <3
Do następnego amiga! <3
Oj, amiga.. Niezmiernie i niezmiennie cieszy mnie fakt, że podoba Ci się to, co piszę. ;* Wkrótce wydarzy się tu pewna rewolucja i myślę, że część osób ponownie zastanowi się nad osądem bohaterów tej historii. Ale ciiii... :p Zobaczymy, czy będzie Ci się podobało to, co szykuję w następnej kolejności. <3
UsuńJaka wspaniała atmosfera zapanowała w tym rozdziale! <3 cieszę się, że Thiago postanowił skupiać się na odzyskaniu formy. W Anahi musi tkwić jakaś tajemnica, nie może byś taka zła, skoro wszyscy stawiali ich związek za wzór. No cóż, mam nadzieje, że dowiem się o niej czegoś więcej w następnym rozdziale i nie wiem dlaczego, ale licze na ich ponowne spotkanie, mimo, że Thiago po tym cierpi. No nic, czekam ;*
OdpowiedzUsuńO spotkanie możesz być spokojna - na pewno będzie miało miejsce. ;)
UsuńAaaa! Dani! Aaaaa! Gio! Aaaaaaaa! Jona! lksadljldjlsjdpiqjfdpoiqajhfdlOKDLJDLKJFSDALSdjqliadkjoeu *.* Rafaaaaa! <3 To chyba był rozdział specjalnie dla mnie...
OdpowiedzUsuńWszyscy mają rację, że Thiago nadal coś czuje do Anahi.. Pomimo tego, nadal jej nie lubię! Chłopaki mogli przywieźć ze sobą jakąś dziewczynę dla tego ascety.
Ja mam tylko nadzieję, że odwiedziny i rozmowa z przyjaciółmi coś da i Thiago uwierzy w siebie, w swoje umiejętności i możliwości.
Czekam na kolejny rozdział!
Ps. Epilog, zapraszam ;) http://cielito--lindo.blogspot.com
Oj tak, Rafinha specjalnie dla Ciebie ;* Thiago - asceta? Nawet o tym nie pomyślałam :p A czy ta rozmowa coś da? Zobaczysz w następnym rozdziale. ;D
UsuńOjeeeeej, jacy oni są genialni! W ogóle tacy przyjaciele, którzy próbują ci za wszelką cenę pomóc, rozweselić, to coś niesamowitego! <3
OdpowiedzUsuńLatynoska krew ;)
Usuń