– Kontuzje doprowadziły do
tego, że zacząłem za nią tęsknić i rozpamiętywać stare czasy. I tak oto zatacza
się koło.
Od tych właśnie słów rozpoczęła się kolejna wizyta
starszego syna Mazinho u profesora Vigasa. Kawa i rozmowy o byłej partnerce
piłkarza stały się już tradycyjną formą spędzania czasu, który oficjalnie miał
być przeznaczany na terapię u najlepszego specjalisty w całych Niemczech.
Thiago zawsze po wejściu do gabinetu witał się z profesorem Joaquinem, a
następnie wygodnie wyciągał się na skórzanej kozetce, tuż naprzeciwko fotelu
pięćdziesięcioparoletniego Hiszpana.
– Wyjechałeś nawet nie z
miasta, ale z kraju. Chciałeś dać wam obojgu wolność. Ale ci się nie udało,
tak?
– Mnie się o niej zapomnieć
nie udało. Początkowo poszedłem nawet na kilka randek, ale nic z tego nie
wyszło. Cały czas, gdzieś tam z tyłu głowy miałem jeszcze ją. Ją i nasze
wspólne chwile. Tęskniłem, ale wmawiałem sobie, że postępowałem właściwie.
Chciała, żebym wyjechał, zniknął. No i tak zrobiłem. Zniknąłem z jej życia jak
miniony dzień, więc myślę, że jakoś sobie wszystko poukładała. Przynajmniej
ona. Mimo wszystko życzę jej jak najlepiej i mam nadzieję, że jest szczęśliwa.
– Mówisz, że tobie zapomnieć
się nie udało. Jak myślisz, dlaczego? – drążył.
– Czy ja wiem? Chyba przez
to, że idąc spać, ciągle przypominałem sobie jej twarz. Że każdy trening
przynosił na wspomnienie te z czasów naszego dzieciństwa. Ten czas, kiedy niespostrzeżenie
przemykała obok ochroniarza, żeby tylko zobaczyć nas w akcji. Podczas każdego
meczu podświadomie szukałem jej na trybunie razem z partnerkami innych
piłkarzy. A już nie daj Boże, jak strzeliłem gola. Wtedy było najgorzej.
– Z jakiego powodu?
– Zawsze po bramce układałem
z palców serduszko albo literę „A”. W ten sposób dedykowałem jej gola. A kiedy
orientowałem się, że teraz już tego nie
mogę zrobić, ogarniała mnie jedna wielka pustka. Czułem się samotny i
taki…pusty. Czułem się beznadziejny. Zwycięstwa drużyny już mnie tak nie
cieszyły jak kiedyś. Po powrocie do domu kładłem się do łóżka i rozmyślałem nad
tym, co takiego zrobiłem źle. Co schrzaniłem, co zrobiłem nie tak, że odeszła?
Obwiniałem się o to rozstanie.
– Dlaczego uważałeś, że to ty
zawiniłeś?
– Bo gdyby to ona zawiniła,
to ja zerwałbym z nią. A skoro to ona zostawiła mnie, to znaczy, że to ja coś
popsułem.
– A próbowałeś jej kiedyś
zadać to pytanie?
– Nie. I tak by nie odpowiedziała.
Na swój sposób mnie kochała i nie chciałaby mnie podkopać emocjonalnie. Gdyby
musiała, skłamałaby. Na pewno powiedziałaby, że problem był w niej, a nie we
mnie. Głupie gadanie. Ja jakoś żadnego problemu w niej nie zauważyłem.
– Więc zacząłeś szukać
problemu w sobie.
– Tak jest – siedział ze
złożonymi rękami.
– I do jakich wniosków
doszedłeś? – zapytał niepewnie.
– Nie byłem dla niej
wystarczająco dobry.
– Co to znaczy?
– Profesorze, Anahí to bardzo
inteligentna, mądra, pracowita dziewczyna. Ma przed sobą świetlaną przyszłość w
dziedzinie dziennikarstwa. Sama da radę zapracować na swój sukces.
Chłopak-nieudacznik, który nie potrafi się przebić do wyjściowego składu nie
był jej do niczego potrzebny. A na dodatek taki, któremu często zdarzały się
drobniejsze kontuzje. Możliwe, że miała już w końcu tego wszystkiego dość. Tego
niańczenia mnie, kiedy znowu znów coś mi się przytrafiało. Niby miałem dobre
przygotowanie fizyczne, ale różne naciągnięcia mnie nie omijały. Mimo to cały
czas mnie wspierała. Dawała takiego kopa do walki o jak najszybszy powrót do
sprawności.
– I kiedy nadeszła ta
poważniejsza kontuzja, najpierw ta pierwsza… - urwał.
– To wtedy tak naprawdę
zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo mi jej brakuje.
– Ale jakoś udało ci się podźwignąć
i pokonać tę kontuzję?
– To prawda. Ale potem
przyszło to zerwane więzadło i…stało się. Załamałem się. To był kolejny cios.
Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Dodatkowy lament rodziny nie pomagał.
Potęgował tylko przygnębienie. Przeze mnie moja matka płakała. Nie potrafiłem
sobie tego wybaczyć. Znienawidziłem siebie i swoje ciało. Uznałem, że to
wszystko były dla mnie znaki.
– Jakie znaki?
– Zerwanie z Anahí, jedna
kontuzja, druga, łzy matki. – wyliczył – To wszystko są znaki, że nie
powinienem być zawodowym piłkarzem. Powinienem zająć się czymś innym. Może
związanym ze sportem, ale bardziej z tej drugiej strony? Na przykład jako jakiś
koordynator albo trener?
– Dlaczego sądzisz, że tak byłoby
lepiej?
– Bo im więcej kontuzji mi
się przydarza, tym więcej czasu spędzam poza boiskiem. A co za tym idzie tracę
czas i się nie rozwijam. Zatrzymałem się na pewnym poziomie i chyba już nie dam
rady go podnieść. – westchnął – A ta myśl jest przytłaczająca. Nie chcę być
jakimś przeciętniakiem. Chcę, by rodzice byli ze mnie dumni. I z Rafinhi też. A
do tego trzeba być najlepszym lub jednym z najlepszych. Widzę, że on się
rozwija i bardzo się z tego cieszę. Może chociaż jemu się uda. Moja kariera zmierza
raczej ku schyłkowi. Kolejny niewypał La Masíi.– parsknął – Chyba złożę u nich
reklamację. Tyle o mnie mówili. Jaki to nie byłem świetny taktycznie,
technicznie. Wróżyli mi świetlaną przyszłość, miejsce na Panteonie wśród
legend. Robili ze mnie drugiego Xaviego... Cóż, ludzie często się mylą.
– Właśnie, Thiago, ludzie
często się mylą. – podchwycił – Możliwe więc, że ty też się mylisz co do tych
znaków.
– Ale jak to? – zdziwił się –
To nie mógł być zbieg okoliczności czy przypadek. To wszystko ma jakieś ukryte
dno.
– Całkiem możliwe, ale to
wcale nie musi być takie drugie dno, za jakie je masz.
– To znaczy?
– To znaczy, że może przez to
zerwane więzadło ma się w twoim życiu wydarzyć coś dobrego. Coś, co zaowocuje
radością, sukcesami. Nie pomyślałeś o tym?
– Wie pan, panie profesorze…
Ja… - podrapał się po głowie – Ja już chyba po prostu nie potrafię być
optymistą. Życie widzę w barwach sepii, a nie w żywych, wesołych kolorach.
Trudno jest mi doszukiwać się w czymkolwiek pozytywów. Zresztą sam pan to chyba
świetnie widzi? – rozłożył ręce i krzywo się uśmiechnął, a Vigas jedynie ze
smutkiem mu przytaknął.
Starszy Hiszpan starał się zrozumieć tego młodego
piłkarza. Chciał mu jakoś pomóc, ale niestety widział, że nie będzie to łatwe.
Thiago był w okropnym stanie. Nie przykładał się w ogóle do rehabilitacji.
Zachowywał się tak, jakby było mu wszystko obojętne, jakby już się poddał i
odrzucił piłkę nożną. Jakby już przegrał mecz, jakim było jego życie. A
przecież ten brunet ledwo przekroczył dwudziestkę! Dla Joaquina było to
niepojęte. Owszem, często spotykał się z przypadkami głębokich depresji, ale
sytuacja Alcântary była zgoła inna. Problem nie leżał w kwestiach zdrowotnych.
Vigas już doszedł do tego, że te kontuzje były jedynie wymówką, by się poddać,
oddalić od ludzi. Wszystko zaczęło się od Anahí. Thiago po prostu nadal nie był
w stanie otrząsnąć się po tym rozstaniu. I choć sam by się może do tego nie
przyznał, nadal był po uszy zakochany w tej Katalonce, którą dawno temu uderzył
w głowę piłką. To miłość była przyczyną jego złego stanu psychicznego. A profesor
nie miał pojęcia, jak temu zaradzić…
***
24.03.2016 - ku pamięci człowiekowi, który odmienił piłkę nożną - RIP Johan Cruyff [*]
http://vida-es-xula.blogspot.com/2016/03/derby.html
http://vida-es-xula.blogspot.com/2016/03/derby.html
Rozpocznę od tego, że nadal jestem w szoku po przeczytaniu przedtem wiadomości o śmierci Cruyffa...
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do rozdziału - W Thiago naprawdę tkwi pewna blokada, którą będzie ciężko wyjąć, ale jest nadzieja. Bierze na siebie całą winę, a ją usprawiedliwia na każdym kroku, jakby była idealna. Nie wiem czemu, ale Anahi wcale mi nie podeszła do gustu. Może tylko na początku... Nie wiem, to się okaże.
Ps. Dziewiątka, zapraszam serdecznie :) http://cielito--lindo.blogspot.com
Thiago jest skomplikowany, ale nie powiedziane, że Anahi nie jest pełna sprzeczności.
UsuńThiago jest przekonany, że rozstanie było z tylko i wyłącznie z jego winy. Wydaje mi sie, że niepotrzebnie, bo wina zazwyczaj leży po obu stronach a widząc jak on ją bardzo kochał nie widzę powodów, by rozstanie było z jego powodu. Ona pracowała tak samo jak i on. Ciężko będzie Thiago wyprowadzić z takiego stanu psychicznego ale mam nadzieje, że się uda, musi :) czekam na next :)
OdpowiedzUsuńTylko, że Thiago nie chce dać sobie wytłumaczyć, że ma z tym problem..
UsuńJeju! Przepraszam za nieobecność pod poprzednimi rozdziałami ale niestety zabrakło mi czasu na wszystko.:( Lecz teraz kiedy mam trochę wolnego nadrobiłam tę cudowną historię!
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że znowu zwaliłaś mnie z nóg. Thiago jest tak wrażliwy w tym opowiadaniu, że aż mi się smutno zrobiło. Nie powinien brać całej winy na siebie nawet jeśli chociaż odrobinę zawinił. Jedyne co mu przychodzi do głowy to to, że nie był "wystarczająco dobry". Więc wina na pewno nie leżała w nim, przynajmniej ja to tak widzę. Zastanawia mnie co skłoniło Anahi do takiego a nie innego zachowania. Cóż, pozostaje mi czekać aż to opiszesz! (równie cudownie co zawsze :D)
Jeszcze raz przepraszam za tą okropną nieobecność!:(
Pozdrawiam cieplutko♥
Nie przepraszaj. ;) Samoocena Thiago pozostawia wiele do życzenia. A motywację Anahi oczywiście poznacie.. kiedyś. ;D ;*
UsuńNiesamowity, jedyne czego nie lubię w twoich rozdziałach, to to, że się kończą. Zbyt się w nie wciagam, haha <3 pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńHaha, oj no, wszystko się kiedyś kończy, więc moje rozdziały także. ;*
UsuńKażdy rozdział na tym blogu to istny majstersztyk! Naprawdę brak mi słów do opisywania rozdziałów, bo są tak ładne, że żadne słowa nie są w stanie wyrazić tego jak bardzo mi się dany rozdział podoba.<3
OdpowiedzUsuńSłońce, co ja mogę odpowiedzieć? D Z I Ę K U J Ę! <3
UsuńW 100% zgadzam się z osoba wyżej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńO ja cie!Dopiero kilka dni temu zobaczyłam twoje opowiadanie i tak się wciągnęłam! <3 Pisz szybko next ;* Zapraszam również do siebie :') - opowiadanie o Neymarze
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadania-neymar.blogspot.com/
Cieszę się. :) Jasne, że wpadnę.
Usuń